Wiele dobrego słyszałem o Pradze. Przez to miałem naprawdę ogromne oczekiwania, ale niestety wróciłem tylko z wielkim rozczarowaniem.
Praga miała być niesamowicie piękna. I tu muszę przyznać – była, ale o 5 rano.
Dlaczego nie poczułem magii?
Przede wszystkim – Praga jest tak zatłoczona, że momentami odechciewa się gdzieś chodzić. I może nie ilość jest tu problemem, ale to jak oni się zachowują. Wiecie – takie podstawy, że idziemy prawą stroną, że najpierw ludzie wychodzą z budynku, a potem wchodzą i tak dalej. Przy takim zderzeniu kultur, panuje tam chaos. Ale powiem Wam, że w Wiedniu też spotkaliśmy się z takim tłumem i… wszystko wyglądało inaczej – bardziej sprawniej i przyjemniej.
No, ale te tłumy można zrozumieć – w końcu to „Praga”. Tylko, że stolica Czech przypomina mi trochę nasze Krupówki czy Monciak. A to dla mnie symbol obciachu. Chodzi o różne postacie, z którymi można sobie zrobić zdjęcie. O dziwo, w Pradze tak jak i w Zakopanem do zdjęć pozuje… miś polarny. Przy samym Moście Karola można natomiast spotkać dwóch „zaklinaczy zwierząt” – jednego z farbowanymi na różowo i zielono gołębiami, drugiego z ogromnym wężem. Do tego na każdym roku trdelniki jako tradycyjne staropraskie danie, ale… pochodzi ono ze Słowacji, gdzie danie wypichcił na spółę Węgier z Rumunem.
Praga jest przygotowana na przyjęcie takich tłumów w hotelach, drogich restauracjach, muzeach. Ale nie do końca, naszym zdaniem, radzi sobie poza tymi miejscami. Dwa przykłady, które znacząco wpłynęły na nasze spojrzenie na miasto. Wychodzimy z metra i pierwsze, co czujemy to mega smród. Skąd? Trudno powiedzieć, bo kilka ulic dalej znowu śmierdziało. Do tego, widoczne i pełne śmietniki, które dorzucają do tego sporo od siebie.
Hradczany turystycznie to produkt idealny, ale nawet biorąc najtańsze bilety można być zawiedzionym. W Starym Pałacu zobaczyliśmy trzy sale, a w nich dwa piece kaflowe. No i weszliśmy na taras. Katedrę Św. Wita podziwialiśmy, ale Ci co nie zapłacili też trochę mogli podejrzeć. Złota Uliczka jest spoko, ale nie na tyle, żeby za nią bulić.
Ale… było też pięknie!
No, ale przyznać trzeba jedno – architektonicznie i tego, jak Praga jest rozplanowana – to miasto trzeba podziwiać. Mieszkaliśmy na Vinohradach, gdzie budynki są budowane w „kwadraty”. Między nimi są fantastyczne knajpki dla lokalsów, sporo zielonej przestrzeni i różnych mini atrakcji (np. mini golf). Gdy pojechałem o 5 na Most Karola to wtedy można było naprawdę dostrzec piękno budynków, wież czy samego zamku.
Trzeba też docenić, jaką mega robotę robią mieszkańcy Pragi, którzy proponują własne, lokalne miejsca w Taste of Prague, czy ekipa, która wydała lokalną mapę USE-IT.
No i warte odnotowania Muzeum Apple’a poświęcone produktom firmy, ale też jej założycielowi -Steve’owi Jobsowi.